To jest definitywny koniec z Prosto w ogień. Brzmi trochę strasznie, ale kiedyś musiało to nastąpić.
Issuke zasługiwało na takie zakończenie, przynajmniej według mnie.
Zapraszam na nową historię gdzie pojawił się już prolog: pomodl-sie-za-mnie.blogspot.com
Pozdrawiam :)
***
Nocą Isaac nie może zasnąć. To ten czas kiedy budzą się wszystkie demony jakie zamieszkują jego głowę, blizny są wtedy zbyt widoczne, a spokojny oddech Luke, który śpi obok niewystarczający. Nocą jest moment kiedy Isaac rozmyśla. Myśli o swoim życiu, przeszłości, błędach, chłopcu przytulonym do niego. Jedynie na co sobie wtedy pozwala to kilka płytszych wdechów, które poza tlenem do jego organizmu dostarczają jeszcze cała masę niechcianych emocji. Isaac czasami boi się tych uczuć.
Boi się miłości jaką obdarzył tego chłopca.
Isaac patrzy na drobną sylwetkę Luke, który jest przykryty kołdrą tylko do połowy. Jego niesforne ciemne włosy zasłaniają prawie całą twarz chłopaka. Luke przytula go mocno, z nogą przewieszoną przez biodro Isaaca i głową ułożoną na klatce piersiowej. Mężczyźnie to nie przeszkadza, wręcz przeciwnie – od jakiegoś czasu nie wyobraża sobie nocy kiedy miałoby zabraknąć młodszego. Nie ma pojęcia jakby zareagował gdyby pewnego poranka nie zobaczył Luke ubranego w jedną z jego koszulek, z rozczochranymi włosami i nieśmiałym uśmiechem, którym witał go codziennie. Przyzwyczaił się do tego, że z kubkiem kawy w ręce i kwaśnym uśmiechem pyta się młodszego chłopaka czy nie ma własnych ubrań. Luke uśmiecha się wtedy tylko i odpowiada, że w jego koszulkach jest mu wygodniej i wygląda w nich dużo lepiej niż on sam. Isaac nie zaprzecza.
Boi się strachu, który odczuwa kiedy myśli o tym, że Luke mogłoby nie być.
Nigdy nie rozmawia z Lukiem na temat jego blizn. Kiedyś kiedy chłopak już spał, Isaac policzył wszystkie cienkie cięcia na nadgarstkach i przedramionach. Płakał, całując poranione ręce Luke. Słone łzy mieszały się z jego niemym krzykiem. Wiedział, że istnieją jeszcze blizny na udach. Znalazł je tam ostatnio. Jedyne co powiedział wtedy Luke to to, że one były pierwsze. Isaac bał się, że pewnego razu, któreś cięcie będzie ostatnim. Chociaż młodszy chłopak obiecał mu, że od czasu kiedy do niego wrócił, nie sięgnął po żyletkę, Isaac nie przestał się bać. Mężczyzna obawia się, że jego pięknie złamany chłopiec pewnego dnia upadnie, a on nie będzie umiał go podnieść.
Boi się uczucia pustki jaką widzi patrząc w oczy Luke.
Kiedy po raz pierwszy Isaac go zobaczył – na cmentarzu, całkowicie przemoczonego, zgarbionego nad grobem matki i sióstr – w oczach Luke widział jedynie pustkę. Zielone spojrzenie, które powodowało ciarki na jego plecach. Oczy Luke mimo że puste i bez wyrazu, mówią dużo więcej niż wzrok jakim patrzy na niego chłopak kiedy wręcza mu pluszowego słonia, którego wygrał dla niego w wesołym miasteczku. To spojrzenie przerażonego dziecka, które spadło na samo dno. Isaac wyciągając do niego rękę, spojrzawszy w te zielone tęczówki, wiedział na co się pisze. Na telefony pełne przerażenia o drugiej w nocy, na łzy bólu i krzyki nienawiści. Ale szczęście i iskierki radości w oczach Luke wynagradzają mu każdą nieprzespaną noc, podczas której zamartwiał się o tego smutnookiego chłopca.
Boi się nienawiści jaką odczuwa patrząc na własne blizny.
Stojąc w łazience przed lustrem i patrząc na własne ciało, czuje obrzydzenie. Blizny po oparzeniach zostaną z nim na zawsze. Jedynie to na szyi zakrył tatuażem. Wszystkie inne na co dzień może schować pod warstwami ubrań, tak aby inni ludzie nie patrzyli się i nie zadawali miliona pytań. Jedynie lekarze i Luke widzieli wszystkie blizny po pożarze. Jedynie oni mogą zrozumieć jego ból. Isaac nie zaprzecza kiedy jego ojciec krzyczał, że to wina Luke, ale fakt, że to on wyniósł go z płonącego budynku jest wyrównaniem rachunków. Czasami tylko Isaac ma ochotę krzyczeć i obwinić o wszystko młodszego chłopaka. Chciałby by Luke poczuł jego ból z jakim musiał się zmierzyć kiedy płomienie dotykały jego ciała, jak bolesne były spojrzenia pełne współczucia z strony rodziców kiedy lekarz mówił o jego stanie zdrowia. Ale Luke ma własne blizny, z którymi musi się zmierzyć. I może to powoduje, że oboje rozumieją się bez słów.
Boi się poczucia bezpieczeństwa jaką oferuje chłopcu.
Isaac nie ma rodzeństwa. Nie musiał nigdy oglądać bajek z Myszką Miki i budować wielkich wież z klocków, czy odbierać z imprez pijanego rodzeństwa. Jednak przy Luke wyszedł na świat jego ukryty syndrom brata. Isaac opiekuje się młodszym chłopakiem, zapewniając mu poczucie bezpieczeństwa jakiego ten – od czasu śmierci rodziny – nie odczuł. Chce by Luke wstając rano miał świadomość, że są osoby, które go kochają i się o niego martwią. Isaac otacza go murem bezpieczeństwa, który sam buduje dla chłopaka. Nie ma to znaczenia czy są to powtarzane raz po raz słowa zapewnienia, że wszystko dobrze czy delikatne pocałunki na uspokojenie. Isaac robiąc to wszystko dla Luke jest pewny, że robi co może. Nie są mu potrzebne żadne podziękowania czy prezenty. Robi to tylko dlatego, że kocha Luke. A temu drobnemu chłopcu należy się chociaż tyle.
- Isaac...
Mężczyzna odwraca się zaskoczony i patrzy na sylwetkę chłopaka stojącego przed nim. Luke ma na sobie jego koszulkę i bokserki. Drży z zimna, stojąc boso na balkonie gdzie Isaac jest od jakiegoś czasu, ubrany w ciepły sweter i długie spodnie od pidżamy. Młodszy chłopak delikatnie, na palcach, podchodzi do niego tylko po to, aby się przytulić. Isaac głaszcząc plecy, wtulonego w niego chłopaka, widzi jak ten drży z zimna.
- Kiedy się obudziłem, nie było cię. Myślałem, że coś się stało. Albo, że mnie zostawiłeś.
- Luke, skarbie... Będę tak długo jak będziesz mnie potrzebować, a nawet jeśli nie będziesz już chciał ode mnie pomocy, to i tak zostanę. Wiesz dlaczego?
Luke kręci przecząco głową i znowu wtula się w klatkę piersiową Isaaca. Czuje się dobrze w ramionach mężczyzny. Starszy chłopak delikatnie unosi jego twarz za podbródek, tak aby patrzeć mu w oczy. Luke czuje jak się rumieni pod tym spojrzeniem, które jest cholernie intensywne.
- Bo cię kocham.
- Tak po prostu?
Isaac śmieje się cicho na pytanie Luke. Czasami ma wrażenie, że młodszy chłopak nie rozumie, że kochając kogoś nie można z niego zrezygnować. Isaac widząc delikatne rumieńce na policzkach Luke, uśmiecha się.
- Tak po prostu. Kocham cię niezależnie od tego kim jesteś, jakie masz demony przeszłości czy lęki. Kocham cię Luke'u Jones i nie zamierzam cię zostawić.
- To dobrze, bo ja nie mam zamiaru nigdzie odchodzić. Już nigdy.
Wracając do ich łóżka, Luke za pomocą pstryknięcia powoduje, że na koniuszkach palców, pojawia się iskierka ognia, która oświetla im drogę. Isaac idąc za nim wie, że ten chłopak jest wszystkich czego on potrzebuje. Niezależnie od tego co mówią jego rodzice, czy niechciane myśli, które czasami atakują jego umysł. Mężczyzna dokonał najlepszego wyboru z możliwych.
Ten zielonooki chłopiec jest jego przepustką do szczęścia.
- Kocham cię, Isaac. Tak po prostu.