niedziela, 17 lipca 2016

Kilka słów o moim pisaniu

Dużo osób pyta mnie jak piszę. Jak to robię, że mam taki, a nie inny styl. Nie mam pojęcia.
Okej, może nie powinnam zaczynać tego w ten sposób. Nie piszę tego po to, aby się pochwalić w jaki to ja sposób piszę i inni mi zazdroszczą. Bo tego czego ja innym zazdroszczę to jest pikuś przy moim talencie pisarskim. Jakbym to można było nazwać talentem nazwać. Przynajmniej na tym poziomie, na którym obecnie stoję.
Dobra, zaczynamy od początku. Po raz drugi. Jakby podczas pisania, nie zaczynamy po raz dziesiąty tego samego, bo coś nam nie pasuje.
Nie chcę pisać tego w żadnej formie poradnika pisarskiego, ani nic. Tylko siedzi mi to w głowie od kilku dni i muszę się tego pozbyć.
Najpierw są odpowiednie przygotowania.
Trzeba zrobić sobie kubek gorącej herbaty, odnaleźć zagubiony telefon i sprawdzić pocztę, opatulić się kocem tak umiejętnie, by nie stać się kostką lodu podczas pisania i na tyle szybko, by polecieć po coś do jedzenie do kuchni.
Muzyka. Nie żadne nowości, bo zacznę się wsłuchiwać w tekst piosenki i zachwycać głosem piosenkarza, a nie tym, że uśmiercam głównego bohatera. Coś znanego i jednocześnie takiego, że jak się zatrzymam nad klawiaturą z miną idiotki, to tekst będzie orzeźwiający. Nie ma znaczenia czy śpiewają po angielski, polsku czy francusku. Ważne, że coś leci i można się skupić na czymś innym niż uderzaniem palców o klawiaturę.
Wiecie co jest najgorsze w pisaniu? Nie, brak weny. To jeszcze jakoś wytrzymam. Brak czasu na pisanie. I ciągle – wieczne – przerywanie, tak mamo to o tobie, przerywanie w pisaniu. Pytania typu co robisz?po kilku latach zaczęły się robić żmudne. Jak już znajdę chwilę, zbiorę wszystkie potrzebne mi rzeczy do pisania, a inne arcyważne czynności mogą poczekać ktoś zagląda mi w ekran komputera i czyta to co piszę. Nie cierpię tego.
Nie wiem jak inni pisarze i raczej nie zbiorę się na odwagę by ich kiedyś o to zapytać. Zapominam imion swoich bohaterów. Główny bohater – to główny bohater – on jest jedyny w swoim rodzaju i o żadnym, którego kiedyś stworzyłam nie zapomnę, ale reszta to masakra. Muszę się wracać, szukać w poprzednich rozdziałach kiedy wspominałam jego/jej imię, albo jakąś cechę. Kolor oczy czy coś w tym stylu. Aż wstyd przyznać. Tak samo jest w rzeczywistości. Człowiek mi się przedstawia, a ja po dwóch sekundach zapominam jego imię. Nie przywiązuje do tego takiej wagi. No chyba, że poszukuję imienia dla swoich bohaterów. Wtedy liczy się każdy aspekt. Tak samo jak ich wygląd i zdjęcia w zakładce bohaterowie. To moje małe zboczenie. Przecież każde jakieś ma, prawda?
Odbiegłam trochę od tematu, nieprawdaż?
Już wracam. Przed pisaniem rozdziału, fragmentu – wchodzę w magiczną zakładkę Bohaterowie. To pomaga. Nie dotarłam jeszcze to tego w jaki sposób, ale tak jest. Jak patrzę na postaci, które są moje. Stworzone przeze mnie od początku – czasami wzorowane na różnych osobach, ale są jednak moje – do końca i nikt nie ma prawa mi ich zabrać. To jest piękne.
Tak samo piękne i moje małe serduszko skacze jak głupie jest moment kiedy czytam komentarze pod moimi tekstami. Nie ma znaczenia czy to jest rozdział wstawiony sprzed tygodnia, miesiąca, miniaturka sprzed trzech lat czy wczorajsza.
Komentarze to najpiękniejszy dar jaki może dać czytelnik autorowi.
Nie żadne gwiazdki, followersy, obserwatorzy czy nie wiadomo co jeszcze. Komentarz – wyczerpujący, przede wszystkim, jest zapewnieniem przez czytelnika, że docenił i poświęca swój czas nie tylko na przeczytanie, ale i na skomentowanie tego co przeczytał.
Sama nie umiem pisać krótkich komentarzy. Wiem, że niektórzy nie umieją pisać więcej niż trzy zdania. I doceniam każdy komentarz jaki pojawia się pod moją pracą. I z tego miejsca chcę podziękować każdej osobie, która pisze komentarze. Jesteście wielcy. Swojego czasu kiedy znajdowałam czas na czytanie, komentowanie, pisanie i życie prywatne – ciekawe kiedy to było – wiem jak inni autorzy opowiadań doceniali moje komentarze. Bo komentarze mają moc. Niosą ze sobą nie tylko wiarę, że dobrze wykonujemy swoją pracę, że ktoś nas docenia. Dają siłę.
Dobra, zrobiło się troszeczkę sentymentalnie, prawda?
No cóż, może ja na pierwszy rzut oka nie wyglądam na osobę sentymentalną, ale taka jestem.
Idziemy dalej. Jeśli was jeszcze nie znudziłam i czytacie to z taką samą frajdą jaką ja to piszę, to bardzo dobrze.
Okej, czyli mamy już zimną herbatę, rozwalony koc i pół playlisty za sobą. Możemy przystąpić do pisania. Tylko które opowiadania wziąć? Jest ich tyle. A w ostatnim czasie myślałam o jakimś nowym i przydałoby się napisać jakąś miniaturkę, bo jeszcze wyjdę z wprawy, a w końcu od tego wszystko się zaczęło. Pierdolenie o Szopenie.
Obiecałam sobie kiedyś – dawno, dawno temu, że nigdy nie będę pisać kilka opowiadań naraz. To się po prostu nie sprawdza. Nie mam problemu by czytać kilka(naście) książek/opowiadań w ten sposób. Ale nigdy pisać. Jeśli mam pisać historię to chcę to robić w taki sposób by było widać, że daję z siebie przy tym 100 procent. Mogę robić zarys historii, zakładkę Bohaterowie, Chronologię i opis do katalogu do trzech innych historii. Ale rozdziały piszę do jednego opowiadania. Chyba, że stwierdzę: Potrzebuję od niego przerwy. Wrócę tu za dwa miesiące, a teraz biorę się za co innego. Okej. Trzeba znać swoje możliwości.
Czasami mam wrażenie, że się wypaliłam. Że utknęłam w jednym punkcie i nigdy nie pójdę już dalej. To jest strasznie przerażające. Najczęściej nie ma to przyczyny w pisaniu, ale się w nim objawia. Może nie powinnam tutaj o tym pisać, ale ja to widzę w niektórych pracach. Nie wiem jak to odbiera druga strona. Nie wiem czemu to znika tak nagle jak się pojawia, ale chcę byście to wiedzieli. Miało to być kilka słów o tym jaki piszę, a nie o tym jakie mam problemy.
Ale pisanie to nie tylko przyjemność. I brak Weny. Takie myślenie jest po prostu żałosne.
Prawdziwe pisanie. Pewnie znajdzie się osoba, która mi zarzuci, że ja nie mam pojęcia o prawdziwym pisaniu. Może i nie. Ale czy ta druga osoba ma takie pojęcie? Jeśli nie, to niech się zamknie. Prawdziwe pisanie to radość pomieszana z cierpieniem.
Cieszysz się, że masz pomysł na fabułę, bohatera i całą resztę. Cierpienie przychodzi z czasem. W momencie kiedy siedzisz godzinami na kartką/klawiaturą i zastanawiasz się w jaki sposób ubrać w słowa to co masz w głowie. Obraz idealny, który masz przed oczami już taki nie jest kiedy patrzysz na to co zapisałeś. Wtedy jest cierpienie. Przecież było dobrze! Więc co się stało? Czy to przez to, że znasz za mało słów, a może to wcale nie było takie dobre? Głupie myśli nachodzą człowieka. Naprawdę głupie.
I wtedy najlepiej wstać, wziąć kubek, który stoi obok nas od samego początku i pójść do kuchni. I przestać myśleć. Nie rozglądać się za inspiracją, tak jak to się robiło przez poprzednie kilka godzin. Zrobić coś zwykłego, codziennego, niepotrzebującego zbyt dużego wysiłku ze strony mózgu.
To pomaga.
Dużo – naprawdę dużo – autorów opowiadań pisze, że jakiś bohater (niekoniecznie główny) ma dużo ich cech. Pisarze przerzucają swoje lęki, problemy, nawyki, charakter, ulubione smaki na bohaterów, których tworzą. I nie mają czego się wstydzić. Bo, do cholery, czy ja się wstydzę, że nie lubię truskawek? Nie. Z pisania, a w szczególności jak piszemy w narracji pierwszoosobowej, mamy czerpać radość. Problemy jakie napotykamy podczas tego to co innego. Jeśli autorka cierpi na bulimię to istnieje duże prawdopodobieństwo, że jej bohaterka też będzie na to chorowała. To nie znaczy, że jak ja piszę, że Luke się tnie i jest masochistą to ja też. To tylko przykład. Przemyślenia Luke o życiu to w dużej mierze moje przemyślenia. Nie da się pisać i odciąć się od bohatera.
Dlatego kiedy nie dajemy rady pisać, to nie róbmy tego na siłę.
Odpocznijmy i wtedy wrócimy do opowiadania z nową energią.
Mam nadzieje, że nie przeszkadza wam moje przeskakiwanie z liczmy mnogiej do pojedynczej. Momentami jest mi pisać wygodnie z jednej perspektywy, a za chwilę z drugiej.
Skąd ja biorę inspirację?
To chyba powinno być gdzieś na początku, a nie o jakiś pierdołach. Ale te pierdoły są w sumie ważne. Jak wyłączę już internet w telefonie i podłącze go do ładowarki, wezmę leki na noc i zgaszę światło to następuję ta najpiękniejsza chwila w ciągu całej doby. To moment, który uwielbia i przyznaje się do niego 90 procent ludzkości. Sen na jawie. Wyobrażamy sobie sceny, które nigdy się nie spełnią. Piękne i przykre zarazem.
Zdradzę wam tajemnicę.
Nigdy nie snujcie wtedy planów o swoich bohaterach. Bo kiedy to jest już w waszej głowie, zaraz jest też moment, że nie chce się ruszyć by gdzieś to zapisać. A rano w głowie jest pustka. A przecież to było takie genialne!
To jest jak z medytacją. Ci co nie wiedzą co to jest, to niech sobie to wygoglują. Trochę tak i trochę nie. Jeśli piszemy w pierwszej osobie, sprawa się trochę komplikuje. Wyobrażamy sobie konkretną scenę. I nie jesteśmy główną postacią. Tylko Narratorem. Kimś totalnie z boku, który tylko patrzy i widzi nawet to co nie dostrzega reszta. To jest świetne uczucie jeśli zrobisz to na 100 procent. A później przelewasz to na papier. I jak piszesz, że wchodzi do morza to piszesz, że wchodzi do tego morza. Masło maślane wyszło w ostatnim zdaniu, ale trudno.
Stopy zapadają jej się w piasku, słońce pali w oczy, czuje zimne kropelki na udach mimo że dopiero jest po kostki w wodzie. Słyszy jak fale płyną w jej stronę. To wszystko powoduje, że coraz bardziej posuwa się naprzód. Muszelki i glony zahaczają o jej stopy jak stawia coraz bardziej odważne kroki w głąb oceanu. Drży na całym ciele, bo woda wcale nie jest tak ciepła jak się spodziewała. Ciemna woda oceanu sięga jej teraz do kolan. Jest jej coraz zimniej, ale uparcie brnie dalej.
Pisane teraz na szybko, nawet za bardzo nie wiem po co. Jeśli osoba, która napisze te kilka zdań jakby patrzyła na to jak ta nieznajoma kobieta wchodzi do wody, ale jednocześnie odczucia jakie jej towarzyszyły są żywcem ściągnięte z autora, to daje taki piorunujący efekt. To chyba zasada pisania w trzeciej osobie, ale nie jestem pewna.
Bo jaka jest pasja z pisania jeśli trzymamy się zasad? Trzeba kombinować, pisać według własnego uznania. Nawet jeśli będzie źle.
Pisałam gdzieś na początku, że to nie jest poradnik pisarki. Chyba coś nie wyszło patrząc na to co przed chwilą napisałam o tym wejściu do wody.
Okej, krótka odpowiedź.
Czerpię inspirację z ludzi. Rzeczy. I samej siebie. To trochę zabrzmi egoistyczne. Ale ja sama jestem dla siebie inspiracją. Moje wymyślone historie przed snem, które nigdy się nie spełnią, moje przemyślnie, problemy, to co widzę. Wszystko jest inspiracją. Wszystko.
Bo wszystko w życiu ma jakiś sens.
Nasze pisanie też. Nawet jeśli jest o dupie marynie.
Pojęcia nie mam jak to zakończyć.
Chciałabym jakoś ładnie z pomysłem i radą czy innym mądrym słowem. Ale to chyba nie moja rola w tym by rzucać z rękawa mądre słowa.
Jest coś co zawsze i codziennie chciałabym słyszeć.
Nie jest ważne czy ktoś kiedyś doceni twój talent pisarki i wyda w formie książki twoje historie. To naprawdę nie jest ważne. Bo sława przeminie. Ważne jest to, że masz świadomość własnej wartości. Możesz przez całe życie pisać do szuflady. Jeśli robisz to dobrze, rób to dalej. I nawet jeśli każdy zmieszał cię z błotem, rób to dalej. Jesteś jak diament. Tylko oni nie widzą, że ty jeszcze jesteś niedoszlifowana.

Te kilka słów o moim pisaniu zmieniło się w 3,5 strony nie-wiadomo-czego. Liczę, że wam się to podobało, a jeśli nie to, że skończyliście w odpowiednim dla was momencie.
Jeśli – naprawę jeśli i ja was do niczego nie zmuszam – kilku ktosiom się to spodobało, to mogę w przyszłości napisać coś podobnego. Taką wersję 2.0

Pozdrawiam.  

4 komentarze:

  1. Mądre słowa:) Całkowicie odizolowałam się od wszystkiego czytając to, nie spoglądałam na zegarek. A poradnik pisarski też napisz! Albo: poradnik o podejściu do pisania... Cokolwiek piszesz wychodzi Tobie genialnie. Komentarze, opowiadania, po prostu wszystko. Nie przesadzam. Tylko trzymać tak dalej.
    A, to pierwszy komentarz na Twoim blogu! Czekam na coś w Twoim wykonaniu.

    Clarisse13

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Komentarz pierwszy (spamu pod 3 rozdziałem nie liczę) ale jaki pozytywny :)
      Poradnik o podejściu do pisania... Tego jeszcze nie grali.
      Dziękuję za miłe słowa :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. *Saide wpatruje się w komputer z głupim uśmieszkiem...* Nie wiem co napisać! To było takie prawdziwe! Zgadzam się z Tobą w stu procentach! Doskonale rozumiem, o co ci chodziło, kiedy pisałaś o komentarzach, o inspiracjach, o wszystkim! Napisałaś bardzo mądre słowa! Rozwinęłaś słowa, które sama wymyśliłam: Magia Pisania! Opisałaś tę magię! Tę radość z pomysłu, bohaterów i ten ból, gdy najpiękniejsze momenty nie dają się ubrać w słowa! Myślę, że kiedyś się spotkamy w psychiatryku, bo mamy ze sobą coś wspólnego! Pasję, pasję do pisania! Z ogromną przyjemnością to czytałam! Chętnie przeczytam "Poradnik o podejściu do pisania" (tak, jak Clarisse13, jestem oczarowana)! WENY, chęci, czasu i wszystkiego, czego potrzeba Ci do pisania tych wspaniałych, prawdziwych prac!
    Saide z RR

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Szkoda, że nie widziałaś jaki ja miałam uśmiech czytając ten komentarz :D Dziękuję ślicznie, bo każde miłe słowo (i uzasadniona krytyka) wiele dla mnie znaczy. Pisząc to chciałam jedynie ubrać w słowa rzeczy, które od dłuższego czasu nie dawały mi spokoju.
      Może kiedyś się spotkamy xd Nigdy nic nie wiadomo. Chociaż miejsce ze mną w jednym pokoju jest już zarezerwowane przez przyjaciółkę.
      Jak zaczęłam się nad tym poważniej zastanawiać to nie mam pojęcia co mogło by się tam znaleźć, ale sam pomysł przypadł mi do gustu :)
      Pozdrawiam

      Usuń

Obserwatorzy