niedziela, 17 lipca 2016

Rozdział 1

Miesiąc po pożarze, Luke zaczął myśleć o samobójstwie. Szuka dobrego sposobu by ze sobą skończyć. Nie chce robić problemu nowej rodzinie zastępczej, bo tylko dzięki niej, nie jest teraz w domu dziecka. Wie, że aby zmyć krew z dywanu potrzeba wiele czasu. Łazienkę odrzucił na wstępie. Któreś z dzieciaków weszłoby szybciej, niż by zdążył zrobić pierwsze nacięcie. Chociaż gdyby zrobił to w wannie, to oszczędziłby im sprzątania. Wystarczyłoby odkręcić kurek, a jego krew spłynęłaby razem z wodą.Jednak istnieje spore prawdopodobieństwo, że ktoś go znajdzie i uratuje. Nie zniósł by jeszcze większej ilości współczujących spojrzeń i pytań czy wszystko jest w porządku.Zabił mamę, która pracowała szesnaście godzin na dobę, by zapewnić im normalny dom. On go spalił w pół godziny.Zabił swoje trzy małe siostry.

Izzy.
Mary.
Cassie.

Widział ich uśmiechnięte buzie, gdy znalazł je w kuchni całe ubrudzone czekoladą. Słyszy ich piski i szloch gdy ogień dociera do dziecinnego pokoju.Słyszy krzyk Matta, który próbuje dostać się do mieszkania. Kiedy w końcu wyważa drzwi, ogień go natychmiast atakuje. Trafia do szpitala z poparzeniami trzeciego i czwartego stopnia. Umiera na sali operacyjnej.

No kurwy nędzy, nic nie jest w pierdolonym porządku!

Zabił własną rodzinę.
Widzi to wszystko gdy tylko zamyka oczy.
Wtedy też zastanawia się czy nie wywołać drugiego pożaru. Mógłby go, tym razem, opanować, a wtedy byłaby tylko jedna ofiara. On. Luke Jones. Pewnie znowu pojawiłby się w gazetach. Już widzi te nagłówki, które robią z niego biednego nastolatka, który stracił rodzinę. Te same czasopisma miesiąc wcześniej pisały o strasznej tragedii jaka stała się na Brooklynie. Pożar zniszczył pół kamienicy. Sprawcy nie znaleziono, ale dochodzenia nadal trwa. Na tym etapie śledztwa wykluczono nieszczęśliwy wypadek.Może wtedy z jego samobójstwa zrobiliby kolejny atak Szalonego Joe. Nie udało mu się zabić wszystkich za jednym razem i teraz dokańcza sprawę. Stałby się wtedy kolejną ofiarą szaleńca.Bo on jest całkowicie normalny. Mama często mu to powtarzała. 
Jesteś normalnym dzieckiem, Luke.
Normalne dzieci czasami podpalają swoje łóżka jak budzą się z koszmaru. Normalne dzieci mają 39 stopni temperatury, nawet jak w zimę wyjdą na balkon w krótkim rękawku. Normalne dzieci zapalają świec poprzez pstryknięcie palcami. Normalne dzieci zabijają swojej rodziny, mamo. Normalne dzieci planują kupić broni, w jakimś ciemnym zaułku, włożyć lufy do ust i strzelić. Zaraz jednak rezygnuje z tego pomysłu. Przez piętnaście lat mieszkał na Brooklynie, mając za sąsiada dilera trawki, ale nie ma pojęcia gdzie kupić pistolet.

- Luke, kolacja!

Och, no cóż. On jest po prostu żałosny. 

4 komentarze:

  1. Biorę się za czytanie Prosto w Ogień! Tym razem od początku, a nie od środka!
    Niestety, wiem już co będzie później... Właściwie to zawsze tak jest. Większość serii zaczynam czytać od drugiej, trzeciej części :D
    Rozdział super jak każdy. Mocny początek. Luke nie jest normalny, ma rację, ale wydaje mi się, że każdy jak on przeżywa gorsze chwile. Każdy w środku jest Lukiem, choćby bardzo to ukrywał. Lecę czytać 2.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację, że każdy z nas jest w jakimś stopniu Lukiem. Ja sama często mówię,że przemyślenia Luke to w dużej mierze moje przemyślenia.
      Oj mogę powiedzieć (napisać), że jeszcze trochę przed tobą i akcja wcale się tak nie rozwinęła.
      Dziękuję za komentarz :)
      Pozdrawiam

      Usuń
  2. 55 years old Assistant Media Planner Ambur Aldred, hailing from Beamsville enjoys watching movies like My Gun is Quick and Board sports. Took a trip to Works of Antoni Gaudí and drives a Ferrari 275 GTB. czytaj tutaj

    OdpowiedzUsuń

Obserwatorzy