Rozmowy z psychologiem nie
pomagają. Męczy go ciągłe odpowiadanie na pytania, które nie
mają większego sensu. Nazywanie swoich uczuć, których nie może
zrozumieć, a co dopiero zdefiniować. Na pytania odpowiada, nie
zagłębiając się w szczegóły. Po spojrzeniu psychologa wie, że
on ma tego świadomość, ale nie zamierza tego zmieniać. Mężczyzna
namawia go do szczerej rozmowy.
Luke boi się tego. Boi
się pozbyć tego ciężaru, który ma na klatce piersiowej. Boi się
tego co się stanie jak to zniknie. To co nie pozwala mu normalnie
oddychać jest jednocześnie powodem, który trzyma go przy życiu.
A kiedy pozbędzie się ciężaru nie zostanie mu nic. Ta nicość
przeraża go jeszcze bardziej niż samobójstwo.
Gdybyś mógł to co
byś zmienił w swoim życiu?
Na
pewno wyznałby swoje uczucia Lucy, która podobała mu się od
czwartej klasy podstawówki. Robiliby te wszystkie romantyczne gówna
(z trzymaniem się za ręce – jeśli tylko by tego chciała). Ale
Lucy nie wie o jego istnieniu i jest to trochę żałosne, że po tym
wszystkim ona jest dla niego ważna.
Nie
pozwoliłby żeby kolejny raz James i jego banda zrobili z niego
worek treningowy. Nigdy więcej nie leżałby skulony na posadzce w
szkole kiedy to oni stoją nad nim z minami zwycięzców. Nauczyłby
się bić tylko po to, aby pokazać im, że jest kimś więcej niż
mięczakiem w za dużych koszulkach z postaciami z Marvela.
Odszukałby
ojca i zapytałby jakim skurwysynem trzeba być by zostawić kobietę
w ciąży. Powiedziałby mu o tych wszystkich chwilach kiedy tak
bardzo potrzebował w swoim życiu mężczyzny, a jego nie było. Jak
pytał mamy gdzie jest jego tata, bo inni koledzy mają kogoś kto
pokaże im jak grać w kosza i łowić ryby. Luke nigdy nie łowił
ryb. Musiał za to starać nie płakać w nocy kiedy zostawał sam,
bo mama poszła na nocną zmianę do pracy, by mogli zapłacić za
mieszkanie.
Jego
mama nie pracowałaby po szesnaście godzin dziennie tylko sześć,
gotowałaby by obiady i wychodziła z trojaczkami na spacer i plac
zabaw. A on miałby czas spędzić z mamą trochę czasu. Wieczorem
siadaliby w salonie z kubkami gorącej czekolady i mogli
porozmawiać. Ale nie o jego wiecznych problemach w szkole i bójkami
z kolegami. Tylko o czymś przyjemnym. Zaplanowaliby wakacje,
albo coś w tym stylu. Mama zawsze chciała zwiedzić Paryż i
zobaczyć więżę Eiffla. Nigdy nie rozumiał czemu ludzie się tak
zachwycają nad tą kupą żelastwa, ale zrobiłby mamie nawet to
śmieszne zdjęcie gdzie wieża wydaje się małą zabawką. O i
kupiłby jej kubek z napisem Kocham Paryż. Piłaby z niego
poranną kawę przed pójściem do pracy.
Oddałby
wszystko, naprawdę wszystko, by jeszcze raz poczuć dotyk jej ust na
swoim czole i usłyszeć ciche kocham cię synku powiedziane
tuż przed jej wyjściem. Chciałby zobaczyć jak wraca zmęczona z
pracy i uśmiecha się widząc dziewczynki, które oglądają jakąś
głupią bajkę w telewizji z otwartymi ustami. A kiedy widzą ją,
zrywają się z kanapy i pędzą się przywitać. Każda z nich
dostaje po buziaku, a on na migi informuje mamę, że idzie odgrzać
obiad dla niej i znika za drzwiami kuchni.
Ale
wszystko co posiada jest schowane w małej sportowej torbie, leżącej
przy nogach łóżka. A to za mało by martwi mogli wrócić do
świata żywych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz