wtorek, 26 lipca 2016

Rozdział 4

Osobiście uważam ten rozdział za najsłabszy i nazywam go znienawidzonym przez siebie terminem rozdział przejściowy, ale jest on potrzebny byśmy mogli pójść dalej z historią.
Zachęcam ślicznie do komentowania
Pozdrawiam :)

***

Poczekalnia psychologa, do którego chodził Luke była niebieska. Niebieskie ściany, krzesła, żaluzje w oknach, włosy sekretarki, obrazki, które przedstawiały morze, jego myśli. Wizytę miał dopiero we środę, ale musiał z kimś porozmawiać. Z kimś kto zauważy jakie postępy zrobił i powie, że się spisał. Ktoś kto go doceni

Dobra robota, Luke. Jestem z ciebie dumny.

A te puste słowa mógł mu powiedzieć tylko psycholog. Czekał już pół godziny i zdążył wymyślić kilka wersji tego co powie mężczyźnie. Zastanawiał się jak mu powiedzieć, że zgodził się na pójście z całkowicie obcym mężczyzną do jego mieszkania tylko dlatego, że ten miał zieloną herbatę. Został przekupiony kilkoma liśćmi zalanymi wrzątkiem.
Żałosne, naprawdę.
Już widzi minę psychologa. Ale to nie wszystko! Został przekonany również by założyć dresy Isaaca podczas gdy jego ubrania, suszyły się na kaloryferze. Dał się usadzić na wygodnej kanapie i do wypowiedzenia więcej niż trzech słów w całym zdaniu. Raz czy dwa uśmiechnął się w miarę szczerzę, bo cholera Isaac, naprawdę wiedział jak wywołać na jego twarzy uśmiech. I może to wszystko nie zdarzyłoby się gdyby nie poszedł wtedy na cmentarz i nie zaufał temu chłopakowi.
Bo tak właściwie doktorze to ja go spotkałem na cmentarzu, jak poszedłem na groby mojej rodziny, którą spaliłem żywcem. Spokojnie, nic złego się nie stało. Isaac nie okazał się gwałcicielem, ani seryjnym mordercą, który zakopuje swoje ofiary w ogródku. Jest naprawdę miłym chłopakiem, z którym mógłbym spędzić jeszcze trochę czasu, bo przy nim zapominam jak to jest być sierotą. Może to na związek z tym, że Isaac pochłania całkowicie moją uwagę kiedy jest w pobliżu i zapominam o wszystkim. Do tego jak coś opowiada to mimowolnie przygryza kolczyk w wardze, co jest po prostu...

- Czy on ci się podoba, Luke?

Co? Przecież podobają mu się dziewczyny! Szaleje za Lucy kiedy bawili się jeszcze w piaskownicy. Jak była mała, rozwydrzona, płaska i z dwoma śmiesznymi kucykami na czubku głowy. Chociaż kiedy miał szansę zobaczyć ją kiedy przebierała się w szatni, zrezygnował. Czuł się okropnie kiedy widział ją z ukrycia i zaczął coś gadać o prywatności dla niej i innych dziewczyn. Ale to nie znaczy, że woli chłopców, do cholery! A to był czysty przypadek, że zobaczył tatuaż na biodrze Patricka, który na co dzień jest dobrze zakryty przez materiał bokserek. Mały skarabeusz był na linii jego wzroku kiedy podniósł głowę i nie mógł go przegapić. Ale dopiero po tygodniu wygonił ten obraz z własnej głowy.

- Nie jestem gejem.

Jakby mu tego jeszcze brakowało. Sierota, który potrafi strzelać z dłoni kulkami ognia, mieszkający aktualnie w rodzinie zastępczej, lubi chłopców. Idealny materiał na chłopaka. Powinien dać takie ogłoszenie w gazecie w rubryce matrymonialnej. Nie mógłby się odpędzić od propozycji.

- Luke, ale pamiętaj, że to nic złego. Nie czyni to z nas ludzi gorszych lub mniej wartościowych. Bliscy takich osób są najczęściej wyrozumiali. Sądzę też, że twoja mama - gdyby żyła – nie miała by z tym probl....

- Niech pan przestanie pieprzyć o tym co moja mama mogłaby pomyśleć! Nie znał jej pan, a udaje jakby było inaczej! I niech się pan w końcu przestanie wtrącać w sprawy, które pana nie dotyczą! Rezygnuje z terapii.

Wyszedł trzaskając niebieskimi drzwiami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy