Kilka dni temu oglądałam
filmiki na yt z Nico i Percym, przeczytałam miniaturki, które z
nimi stworzyłam i Bogowie zabijcie mnie, ale musiałam
zaczęłam myśleć nad nowym opowiadaniem z nimi w roli głównej.
Coś puszystego, powojennego, gdzie Percy opiekuje się Nico, a ten
pozwala się oswajać jak zaszczute zwierze. Nie wiem czy coś z tego
wyjdzie. Kiedy coś z
tego wyjdzie. Byłby ktoś chętny na takie coś?
Dodałam do zakładki Bohaterowie postacie Jamesa i Annabeth. Zapraszam do zajrzenia :)
Dodałam do zakładki Bohaterowie postacie Jamesa i Annabeth. Zapraszam do zajrzenia :)
***
Luke ma rodzinę. Przez
dłuższą chwilę chłopakowi wydaje się to tak nierealne, że nie
wie co ma zrobić. On, Luke Jones ma rodzinę. Siostry, braci i ojca.
Zaginionego mężczyznę, którego poszukiwał i wypatrywał z okna
pokoju z nadzieją, że ten wróci. Nie pamięta nocy kiedy nie
wyobrażał sobie chwil ich spotkania po latach. Co mu powie, pokaże,
zrobi i zapyta. Jeśli tata wróci – kiedy wróci – będą
mogli przestać się martwić o te wszystkie rachunki, który tylko
zaśmiecają ich stolik w przedpokoju. Mama pewnie zaczęłaby się
szczerze uśmiechać , a on miałaby ojca. W końcu byliby prawdziwą
rodziną.
Tylko,
że ojciec nigdy nie stanął w drzwiach do ich mieszkania z kwiatami
dla mamy i prezentem dla niego. Wraz z wiekiem jego wymyślony
podarunek od taty się zmieniał, ale nawet w wieku szesnastu lat
byłby zachwycony z pluszowego misia. Nie. On byłby zachwycony z
samego powrotu taty do ich życia. Nieważne jakby wyglądał. Dla
Luke nie liczyłoby się to czy przyjechał do nich nowym modelem
auta prosto z salonu czy autobusem.
Czasami
myślał, że on umarł. Tak było łatwiej wytłumaczyć fakt, że
nie wraca. Luke nigdy się wściekał o fakt, że wychowywał się
bez ojca. Chociaż może to byłoby mniej bolesne niż ciągłe
oczekiwanie na jego powrót. Mama ciągle powtarzała, że tata ich
kochał i gdyby mógł to by z nimi został. Ale coś mu na to nie
pozwoliło. Luke nie dopytywał. Widząc łzy w zielonych oczach
mamy, nie musiał wiedzieć więcej. Wystarczyło mu zapewnienie, że
ojciec go kochał.
Zaczął
czytać nekrologii w wieku dziesięciu lat.
W
wieku trzynastu przeszukał dostępną bazę Interpolu.
W
wieku piętnastu zaczął odkładać na prywatnego detektywa, który
mógłby go odnaleźć.
W
wieku siedemnastu nad jego głową pojawił się młot i mały płomyk
ognia.
Wiedział
co to oznacza.
I w
tej chwili zaczął żałować, że przez tyle lat tak bardzo pragnął
poznać ojca. Bo kiedy jego marzenie się spełniło i mógł z
czystym sumieniem stwierdzić, że go odnalazł - było za późno.
Tata miał być jego prywatnym bohaterem – Supermenem czy Kapitanem
Ameryką, których tak bardzo uwielbiał. Jedyne czego mógł się od
niego spodziewać to hologramu nad głową, który zniknął przed
kilkoma sekundami i nic poza tym. Hefajstos miał swoją szansę –
mógłby mieć ich kilkadziesiąt jeśli tylko by wykonał pierwszy
krok. Jego nie było stać nawet na to.
- Witaj,
Luke Jones, synu Hefajstosa.
Głos
Chejrona przebija się przez zdziwione szepty reszty obozowiczów.
Luke im się nie dziwił. Nikomu nie powiedział, ani pokazał co tak
naprawdę potrafi. Jego drobna budowa ciała też nie przemawiała
nad tym, że jest synem boga ognia. Nie przejmował się tym. Już
nie.
- Jestem
synem mojej matki, nie jakiegoś boga, którego jedyne na co stać
to uznanie mnie.
Luke
wydostaje się z oniemiałego tłumu. Zgarbiony, z grzywką wpadającą
mu do oczu i spojrzeniami, które wpatrują się w jego sylwetkę,
kieruję się do domku Hermesa. Wie, że przesadził, ale nie nie
może pojąć jak miałby pogodzić się, aby rola jaką odegrała
matka w jego życiu była nagle zmniejszona, bo ojcem okazał się
bóg.
To ona
ścierała mu łzy z policzków i całowała obdarte kolana po tym
jak wywrócił się na rowerze. To ona odprowadzała go rano do
podstawówki, mimo że sama przez to spóźniała się do pracy. To
ona chodziła do dyrektora i przekonywała do, że to jego ostatnia
bójka, nie ojciec. To ona tłumaczyła mu ułamki po dwunastu
godzinach pracy, nie tata.
To ona
go kochała.
Ojciec,
Hefajstos, tata, On pewnie
nawet nie wie, że nie żyje. Siedzi teraz na swoim tronie na
Olimpie, zadowolony, że wypełnił to co do niego należało. Uznał
jedno ze swoich dzieci, które zrobił ze śmiertelniczką. Ciekawe
jakby zareagował na widok Luke. Poznałby go? Czy mógłby liczyć
chociaż na pięć minut rozmowy z nim? Luke boi się, że ojciec
będzie nim rozczarowany. Przez tyle lat wyobrażał sobie spotkanie
z nim, ale nigdy nie dopuścił do siebie opcji, że może być dla
niego rozczarowaniem. I kiedy stoi pod domkiem – spakowany i
zestresowany jak cholera - gdzie mieszka reszta jego rodzeństwa,
drzwi się otwierają. I Luke myśli, że będzie dla nich takim
samym rozczarowaniem jakim mógłby być dla ojca.
- Dobrze,
że jesteś Luke.
I
kiedy wymienia spojrzenie ze swoim bratem, stwierdził, że się
mylił. Kiedy patrzy w lustro nie widzi oczu matki. Tylko taty.